środa, 13 stycznia 2016

#2 Nadprzyrodzone moce.

     Chłopak obudził się rano cały obolały,ból był tak silny,że paraliżował jego mięśnie i odbierał resztki sił jakie posiadał.Nie potrafił nawet powiedzieć,ani okazać jak bardzo go teraz bolą mięśnie brzucha,które przebił pazurami potwór i ramie,które zostało dosłownie rozgryzione i prawie oderwane od reszty ciała.Oddychał ciężko i nierównomiernie,ból był tam silny,że przenikał nawet do kletki piersiowej i ciężko mu było oddychać,ale to nie wszystko.Zaszły w nim dziwne zmiany,pomijając sam fakt okrutnego bólu czuł i słyszał dziwne rzeczy.Czuł bardzo dokładnie zapach perfum kolegi siedzącego obok niego,mógł z łatwością stwierdzić z jakich składników został zrobiony,ale najdziwniejsze czuł nie tylko jego perfum,ale sam zapach skóry chłopaka!A przecież on tylko siedział obok niego,jak to możliwe,skoro nigdy wcześniej nie czuł takich rzeczy?Nawet jego perfum nie odczuwał tak intensywnie.Do tego słyszał wszystko tak wyraźnie.Każdy najmniejszy oddech w całym domu,najbardziej obijał mu się o ucho echem oddech Luke'a,był tak głośny i wyraźny...jakby ktoś odbijał piłkę w sali gimnastycznej od ścian,co powodowało echo,tak właśnie się czuł chłopak.Kiedy jego przyjaciel zobaczył,że się obudził od razu odetchnął z ulgą i uśmiechnął się szeroko do przyjaciela.
-Shon!Ty żyjesz,jak się czujesz?!-zaczął go wypytywać szatyn,nadal przerażony wczorajszym wydarzeniem,do końca nie wiedząc jak się zachować,co powiedzieć,co zrobić.Podekscytowane krzyki Luke'a,mimo,że nie aż tak głośne przyprawiły przyjaciela o ból ucha,każdy najmniejszy dźwięk odbijał mu się głośnym echem w uszach,nawet usłyszał skrzypnięcie krzesła,jak Luke z niego wstał,chociaż nigdy dotąd nie skrzypiało.
-Luke nie drzyj się tak.-szepnął zaciskając zęby z bólu,ponieważ nie mógł się ruszyć,by zatkać sobie uszy i choć trochę sobie pomóc.
-Co ty mówisz?Nie mówię wcale tak głośno.-spojrzał na niego zdziwiony przyjaciel i nawet takie zwykłe słowa głośno odbijały się w uszach Shona,jakby stał przy głośnikach,które grałyby na cały vol.-Nieważne,powiedz lepiej jak się czujesz?-zaczął go wypytywać,ale szatyn nie mógł już znieść tych odgłosów.
-Błagam cię Luke...szeptaj.-poprosił cicho nie mogąc wytrzymać rażącego bólu jaki czuł w całym ciele i do tego ten głośny dźwięk.Chłopak nie rozumiał,o co chodzi siedemnastolatkowi,ale zauważywszy,że naprawdę cierpi,nie chciał z nim dyskutować.Może ma jakiś uraz,przez który przez chwilę będzie słyszał głośniej?
-Z-zgoda..-powiedział już szeptem chłopak,na co Shon odetchnął z ulgą,bo nadal słyszał intensywnie jego dźwięk,ale nie do bólu.-Lepiej?-szepnął,na co ranny siedemnastolatek tylko pokiwał głową,nie mogąc nic więcej zrobić.
-Co się dokładnie wczoraj stało?-spytał próbując się jakoś powiercić,chcąc usiąść.Przyjaciel chcąc mu pomóc chwycił go za rękę i położył drugą na jego plecach,na co szatyn zareagował i krzyknął głośno z bólu,jaki intensywniej przeszywał jego ciało przez dotyk Luke'a,ale chłopak zrobił to szybko i sprawnie,dzięki czemu Shon tylko przez chwilę czuł mocniejszy ból przy sadzaniu,a potem mógł odetchnąć z ulgą.
-S-sam nie wiem..wiem tylko,że mam nowy koszmar senny..-szepnął Luke,nadal przerażony przypominając sobie wczorajszy wieczór.Cała odwaga jaką wczoraj miał przy bronieniu przyjaciół przed bestią dziś po prostu znikła.Te wszystkie drastyczne sceny,ta cała krew,ten widok wbijanych kłów bestii wielkich jak tasaki,albo kosy w ciało bliskiej sobie osoby..niczego nie mógł wymazać z pamięci,do tego świadomość,że potwór uciekł i może być w każdym miejscu w Dark hills.W tej chwili może właśnie rozszarpywać kolejne ofiary..niewinnych ludzi posiadających rodziny..żony,dzieci.A co jeśli w ogóle to dziecko?Które się zagubiło i którego szukała zmartwiona matka i ojciec,właśnie jest gryzione i rozrywane przez wielkiego,czarnego wilko-niedźwiedzia.Odrywa mu po kolei każdą kończynę od ciała,powodując tym samym większe cierpienie nastolatka,a potem delektując się po kolei każdym kawałkiem..każda z tych myśli była przerażająca i nie mogła wypaść Luke'owi z głowy.Równie dobrze to samo może się stać za niedługo z nimi.To że przeżyli to był cud,bestia już odgryzała Shon'owi ramie i tylko cudem udało mu się je zatrzymać,zaraz potem pewnie rzuciłaby się na Luke'a i mimo swojej całej odwagi nie miałby szans z bestią.Shon czekając na odpowiedź Luke'a zaczął się trochę wiercić niespokojnie,na co zareagował przyjaciel oderwany od swoich myśli.-Trzeba cię wziąć do szpitala,no już wstawaj.-zadecydował,wreszcie odzyskał logiczne myślenie,wczoraj był zbyt wstrząśnięty akcją,jaką widział,żeby pomyśleć,że jego przyjaciel potrzebuje pomocy medycznej.Zostało tylko jedno pytanie,co się stało z Rydian'em?W prawdzie uciekł,a bestia została z nimi,nie mogła mu zrobić krzywdy,ale czyy...to była jedyna bestia?Co jeśli jest ich więcej?!Luke nie mógł już znieść tych wszystkich myśli,co ma w głowie,lada chwila trafi do psychiatryka.Dostał jakiegoś szoku po tym co zobaczył,a obrazy za nic nie chciały mu wypaść z głowy.Zrobiłby wszystko,by teraz nie musieć tego wspominać..Chciał pomóc rannemu siedemnastolatkowi się podnieść,ale dla niego to był zbyt duży wysiłek i ból,ile tylko się starał nie potrafił wziąć się w garść i wstać.Był kompletnie bezsilny,pierwszy raz czuł się tak bezużyteczny w życiu.
-Luke,puść mnie..nie dam rady.-szepnął wykończony chłopak oddychając głęboko,przez przeszywający go wszędzie ból.-Zrobiłeś mi opatrunek?-zauważył po chwili,gdy zerknął na swoje obandażowane ramie.
-N-no tak,ale to nic.Tylko woda utleniona i bandaż,trzeba cię wziąć do szpitala.-odpowiedział chłopak,poważnie zmartwiony stanem zdrowia przyjaciela.Wczoraj widział jak jego ramie było rozrywane na strzępy,ledwo utrzymywało się reszty ciała,dziwił się,że jeszcze sztywno mu się utrzymuje przy barku.Shon chcąc zobaczyć ranę,ponieważ wczoraj był bezsilny i nieomal mdlał w pysku potwora nie potrafi opanować sytuacji i czegokolwiek w ogóle zobaczyć,nie miał pojęcia co się dzieje,gdyby nie był jeszcze świadom,gdy bestia wgryzła się w jego ramie nie miałby pojęcia,że nastała taka sytuacja,rozwinął bandaż.Jednak to co zobaczył,nie było tym czego się spodziewał,bo nie zobaczył NIC.Kompletnie nic.Ramie było idealnie czyste,jakby taka sytuacja nie miała w nocy miejsca,ani kapki zaschniętej krwi,czy choćby..zadrapania?Nic.Obydwaj chłopcy patrzyli na ramie szatyna zszokowani,to było jeszcze ,,straszniejsze'' niż ta bestia wczoraj.Ale jak to mogło się stać?Luke dałby sobie rękę uciąć,że widział na własne oczy jak wielki wilk rozszarpuje ramię jego przyjaciela na strzępy.Więc jak?...Zszokowany chłopak natychmiast rozwinął drugi bandaż na brzuchu,by zobaczyć,czy tam też nie ma rany.Niczego nie było.Cztery głębokie zadrapania zniknęły,nawet blizny,zero krwi.Jak?!
-A-a-a możee to był sen?-spytał niepewnie Shon,nie mając pojęcia,co powiedzieć w tej sytuacji.
-To czemu jesteś taki obolały?-odparł Luke,który też nie potrafił tego w żaden sposób wyjaśnić.No właśnie.Czemu w ogóle Shon był taki obolały,skoro nie miał żadnych ran?Chociaż jego ból nie brał się z ran,a bardziej z mięśni,był tak mocny,że chłopiec był bezsilny.Luke również postanowił sprawdzić swoją ranę,ale gdy zdjął koszulkę na jego ramieniu rany nie zniknęły.Wciąż były tam cztery krwawe linie,na szczęście nie tak głębokie jakie były wcześniej u Shona na brzuchu,więc dlaczego te zniknęły po jednej nocy,po zaledwie KILKU GODZINACH,a u chłopaka nadal były?!Nie twierdził,że szybko się zgoją,ale nie miał też pojęcia,że nagle zniknął takie poważne rany na ciele przyjaciela!!O co tu w ogóle chodziło?!To było przerażające,chłopak zamiast cieszyć się,że żyje i nawet nie ma zadrapania po tak ostrej bójce,jest wręcz przerażony!Długo siedzieli w milczeniu,nie wiedząc,co powiedzieć i próbując myśleć nad logicznym rozwiązaniem,ale spójrzmy prawdzie w oczy..w tym było zero logiki!Ogromny czarny wilk przypominający niedźwiedzia?Głębokie na paręnaście centymetrów rany,czy rozszarpane mięśnie,które goją się zaledwie w kilka godzin?Gdzie tu logika?!Co jeszcze im się w takim razie przydarzy?!Ich cisze przerwał głos mamy Shona zza drzwi,która informowała syna,że wychodzi już do pracy,co musiało oznaczać,że jest wcześnie,bo jego mama zwykle wychodziła na szóstą.Luke spojrzał na Shona znacząco,jego wzrok mówił,że muszą jej powiedzieć,komukolwiek dorosłemu powiedzieć,co im się przydarzyło,bo to było chore!Albo najlepiej pojechać do szpitala.Bo to jest nie możliwe,że jakaś bestia rozszarpuje ciało chłopaka na strzępy,potem nagle znika,potem też nagle znikają te rany,ale zostaje ból?Jakby nie było sytuacji.No właśnie,nie mają dowodów,to kto im w to uwierzy?A rany Luke'a?Mogą równie dobrze powiedzieć,że to kot,bo one nie były tak groźne,jak rany,które zniknęły u szatyna.
-Nie mów mojej mamie.-stanowczo powiedział mu chłopak,odpowiadając na spojrzenie przyjaciela.-Nie mówmy nikomu,po prostu zapomnijmy.-Dopowiedział po chwili,bo nie miał pojęcia już co zrobić,nie udowodnią nikomu,że wydarzenie miało miejsce,są cali i żyją,bestia gdzieś zniknęła,jeszcze wszystko się może wydarzyć,ale co tu robić?Nie pamiętają miejsca,gdzie to się stało,nie znają tak dobrze lasu,Rydian ich tam zaprowadził.A właśnie..a co z Rydianem?Wtedy uciekł,prawda?Ale czy przeżył,co on teraz o tym myśli?
-Jak to ,,zapomnijmy''?!Czy ty sądzisz,że ja dam radę zapomnieć o takim przeżyciu?!O sytuacji,w której omal nie zginęliśmy!Ja będę miał traumę do końca życia,a ty każesz mi zapomnieć?!!-uniósł się Luke,zszokowany decyzją przyjaciela.Widział jak jakiś potwór rozszarpuje jego przyjaciela NA WŁASNE OCZY,zaatakował tego potwora w obronie przyjaciela,omal bestia nie ZABIŁA ICH OBU,a on ma ZAPOMNIEĆ?!
-Nie krzycz tak!-jęknął chłopak zamykając oczy z bólu i rękami zatykając sobie uszy.Wszystko słyszał dziesięć razy głośniej niż powinien,więc taki krzyk był dla jego uszu cierpieniem.
-Widzisz?!Masz nawet jakiś efekt uboczny tego ataku!Nie mam pojęcia czemu słyszysz i czujesz wyraźniej zapach,ale to nie jest normalne..i ten cały twój ból,i te rany,które zniknęły...Shon,czy ty serio uważasz,że uda mi się tak po prostu zapomnieć?To nie jest normalne!-powiedział oszalały chłopak,nie wiedział jak to wyjaśnić,ani co o tym myśleć,więc zaczął myśleć,że może powoli mu odbija?
-A masz lepszy pomysł!?-krzyknął chłopak,też nie wiedział,co na to wszystko powiedzieć.Tak,to NIE było normalne,ale co mają zrobić?No co?!Pójdą z tym może do psychologa?I co im powie?Wyśmieje ich,uzna za niezrównoważonych  psychicznie,zwłaszcza,że nie mają dowodów,może wyśle nawet do jakiegoś psychiatryka i każdy zapomni o sprawie,a wielki wilk nadal będzie atakował ludzi.Nie mogą go powstrzymać,nawet nie chcą,bo się za bardzo boją,ale też nie mogą powiedzieć o tym nikomu,bo to nic nie zmieni.Więc czy nie najlepiej jest chociaż spróbować zapomnieć?Ten ,,supersłuch'' i węch,to na pewno tylko przez chwilowe otępienie po ataku na chłopaka,z czasem minie.Podobnie jak ból i o wszystkim się zapomni,więc niech już żyją normalnie.Jakby tego nie było.Bo skoro nie ma na to dowodów,to tego nie było.Luke chwile zastanawiał się nad słowami chłopaka i po dłuższej chwili doszedł do wniosku,że ma rację.Kto im uwierzy?Kto im pomoże?Może już nigdy nie spotkają wilka?OBY.Więc czemu nie mają żyć normalnie?Skoro nawet nie ma ran,a oni już po prostu nie chcą dociekać czemu i nic nikomu nie jest,lepiej dać temu spokój.Z czasem zapomną i będzie lepiej,niech spróbują od dziś.Na pewno to będzie trudne,takie przeżycie...nie mal otarli się o śmierć,a jeden z nich widział,jak wilk omal  nie zabił drugiego...ale skoro oboje są cali,Shon jest tylko ,,trochę'' obolały,to lepiej dać temu już spokój..
     Poczekali tylko jeszcze,a Shon się pozbiera,a potem dopiero wyszli do szkoły.Szatyn nadal nie czuł się za dobrze,nie miał takiej władzy nad kończynami i czuł się osłabiony,oraz nadal strasznie obolały,ale było przynajmniej trochę lepiej niż rano,a nie mogli opuścić lekcji już pierwszego dnia,więc chłopak zmusił się do wstania i  ogarnięcia,mimo że kosztowało go to wiele wysiłku i bólu,ale był bardziej wytrzymały niż zwykle i dał radę.
-To co Luke..dziś próbujemy przystąpić do drużyny?-zaczął temat po drodze Shon,na co Luke spojrzał na niego zszokowany jego pytaniem.Po takiej akcji,w której nie mal otarli się o śmierć i takich przeżyciach on myśli o rugby?!Poza tym jest cały obolały,po obrażeniach jakie zadał mu potwór,powinni iść do szpitala i na policje,nie do szkoły,a on chce jeszcze próbować dostać się do drużny?!A no tak..mieli zapomnieć i spróbować żyć normalnie.Shon właśnie próbuje..Ale nawet jeśli są przecież za słabi...Luke zamiast wyrazić swoją opinię o tym,jak bardzo odbiło Shon'owi skomentował to inaczej,bo przecież mieli już nie poruszać tematu wilka.
-Serio?Jesteś tego pewien?Przecież wiesz,że jesteśmy kiepscy...do tego źle się czujesz..-powiedział troskliwie,ponieważ nie dało się ukryć,że troszczył się o przyjaciela.Widział na własne oczy,jak omal nie zostaje rozerwany na strzępy...znają się od pierwszej klasy podstawówki,są dla siebie jak bracia.Ciężko by mu było stracić takiego przyjaciela,z którym dzieli wszystko.
-Wczoraj mówiłeś co innego.-odparł ponuro szatyn,nie zważając w ogóle na to,że ledwo przeżył,tak jakby miał to wszystko gdzieś.Ten ton nie spodobał się jego przyjacielowi,więc zatrzymał go na chodniku.
-Ale wczoraj to była inna sytuacja.Cholera Shon!Nie potrafię tak udawać,więc jak ty to robisz?Czy tobie odbiło?-westchnął patrząc na niego,jak chłopak to robił?Omal przeżył i już udaje,że wszystko w porządku,Luke nie miał takich obrażeń,a teraz boi się przez to własnego cienia i ma traumę do końca życia..-Nie potrafię tak..Ledwo uszliśmy z życiem,ty byłeś przekąską dla potwora,a ja drapakiem..jak ty to robisz?-spytał po chwili roztrzęsiony,nie mógł uwierzyć w to,że przyjaciel tak po prostu ma to gdzieś,kiedy on sam się po prostu przeraźliwie boi,nie potrafi wyjaśnić wiele sytuacji z tym związanych,więc jego strach się potęguje,a on?Tak po prostu ma to gdzieś i chce grać w rugby?!...
-Nie rozmyślam o tym tak,jak ty.-odparł spokojnie szatyn kładąc mu rękę na ramię,by go uspokoić.-Znasz przysłowie,że ,,człowiek nieświadomy jest zawsze szczęśliwy''?Dotąd nie wiedzieliśmy,że takie zwierze w ogóle istnieje i nasze jedyne problemy to była szkoła,teraz wiemy,że zagraża życiu wielu ludziom i jesteśmy przerażeni.Wolę uchować się w niewiedzy,nie rozmyślać o tym,nie dociekać dlaczego moje rany od tak zniknęły,skąd ta bestia się wzięła i dlaczego teraz  o wiele lepiej słyszę,widzę i czuję zapachy,bo nie znając odpowiedzi,fakt jestem ciekawy,ale szczęśliwy.Wolę nie znać tej prawdy,skoro jest taka przerażająca,rozumiesz mnie?-spytał,próbując uspokoić przyjaciela,sam przeraźliwie się bał,ale chociaż próbował nie rozmyślać nad tym,co się stało,niż żyć w strachu.Nie chciał pozwolić,by takie wydarzenia wpłynęło na jakieś życie.Przeżyli.Powinni się cieszyć,a nie być przerażeni,że zaraz znowu coś się stanie,co ich prawie zabije.Szatyn pokiwał tylko głową na znak,że rozumie i wziął głęboki oddech,by się uspokoić,co mu wcale za wiele nie pomogło,ale tak jak Shon próbował już o tym nie myśleć i nie poruszać tego tematu.Oboje już spokojnie szli w stronę szkoły,jednak nie panowała między nimi taka atmosfera jak zawsze.Nie śmiali się,nie gadali o bzdurach,czy nawet nie zamartwiali tak szkołą,oboje szli przerażeni,tylko po prostu jeden potrafił to lepiej maskować,a drugi gorzej.Gdy weszli do szkoły akurat zadzwonił dzwonek na lekcje,co bardzo niekorzystnie wpłynęło na Shona,ponieważ ucierpiał na tym jego wrażliwy słuch,wysoki dźwięk dzwonka obijał się o bębenki chłopaka,jakby chciał je przebić,czuł straszliwe mocne kłucie w uchu,jakby zaraz bębenek miał zostać rozerwany.Zaczął krzyczeć głośno z bólu i zatkał sobie mocno uszy,przymykając oczy i zaciskając mocno zęby,osunął się pomału o szafki na podłogę.Ta męczarnie trwała trzy niekończące się minuty i chłopak czuł,jakby właśnie stracił słuch,był otępiały i oszołomiony,jakby właśnie zjadł jakiś proszek nasenny.Oczywiście nie zabrakło widzów całego zdarzenia,czyli uczniów,którzy zszokowani przyglądali się jego zachowaniu,jednak nie byli na tyle inteligentni,by pomóc,tylko niektórzy nawet się śmiali.Luke przyglądał się temu wszystkiemu również zszokowany,jak ma zapomnieć o tym wieczorze,skoro efekty jego nadal oddziałują na Shona,najgorsze jest to,że nawet nie wiadomo czemu,ale Luke mimo wszystko musiał pomóc przyjacielowi,więc gdy dzwonek przestał dzwonić pomógł mu wstać i wziął jego rękę za barki i szyję,by pomóc mu przejść w cichsze miejsce.
-Onn..ma bardzo wrażliwe bębenki.Zaprowadzę go do higienistki.-wyjaśnił szybko Luke,na byle co,by uczniowie przestali się im przyglądać i śmiać.Mimo,że okrutny dzwonek przestał dzwonić Shon nadal nie mógł znieść tego hałasu gadających ze sobą uczniów,do tego wszystkie dźwięki odbijały się echem po całych ścianach szkoły,co wprawiało chłopaka w większe otępienie i bezsilność,nie wiedział nawet co robi i czy właśnie idzie o własnych siłach,czy przyjaciel już go po prostu ciągnie,widział niewyraźne zamazy i słyszał tylko różne mieszane dźwięki odbijające się wszędzie echem po szkole i po jego głowie,nie kontrolował tej mieszanki,do tego te wszystkie zapachy mieszające się ze sobą,nie potrafił dokładnie ustalić co to za zapachy i skąd dokładnie są,bo wszystko tak mieszało mu się w głowie.Uspokoił się dopiero 20 minut po tym,jak Luke zaprowadził go do komórki sprzątacza,na mopy i miotły,bo panował tam spokój i cisza,a na korytarzu również ucichły głosy,bo zaczęła się lekcja.Teraz mógł dokładnie wybadać,co dzieje się w danej sali,ale zapachy wciąż mu się ze sobą mieszały,co przyprawiało go o mdłości.
-Stary już ci lepiej?-spytał go troskliwie przyjaciel,na co Shon tylko pokiwał głową oddychając głęboko po takim ataku.-Nadal tak dobrze słyszysz?Czemu te twoje zmieszanie się zmysłów nie mija?-spytał,nie mogąc tego zrozumieć.Dobra,może zapomnieć o całym zdarzeniu,może i o tym,że zmysły przyjaciela były rano dużo ostrzejsze,ale czemu tak długo to trwa?Oboje sądzili,że to jakieś otępienie po ataku,że mózg nie reaguje jeszcze dobrze i wyostrza wszystko.O co chodzi?Co się tu dzieje?!Pytaniom nie było końca,jak można tak łatwo o tym zapomnieć?!
-Nie wiem stary..ale mieliśmy o tym nie gadać.-powiedział cicho szatyn próbując wyrównać swój oddech,co nie było łatwe,bo wszystkie zapachy jakie czuł mu w tym przeszkadzały.
-Jak mam do cholery o tym nie gadać,skoro omal na korytarzu przez to zemdlałeś?!-uniósł się Luke.To nie było normalne i on ma tak po prostu to zignorować i zapomnieć?!Czy każdy normalny człowiek tak by zareagował?!-To nie jest normalne,nie rozumiesz?To co się z tobą dzieje!
-Przestań!Mieliśmy zamknąć tą sprawę!
-Jak mam o tym nie gadać,skoro to się dzieje cały czas!Jak mam zapomnieć,skoro ciągle masz jakieś odpały i każesz mi szeptać,bo masz wrażliwszy słuch niż zwykle!Jak?!TO NIE JEST NORMALNE!
-Luke,rozumiem!Ale tłumaczyłem ci to już,nie chcę o tym myśleć,rozumiesz?!Nie chcę,boję się!-zaczęli po sobie krzyczeć,Luke nie mógł tak łatwo zapomnieć tej nocy,a Shon tym bardziej mu wcale w tym nie pomagał,za to drugi szatyn chciał zapomnieć i przychodziło mu to łatwiej,bo po prostu się bał pomyśleć,co się z nim dzieje.
-A ja się nie boję?!Jakaś krwiożerca bestia lata sobie po okolicy,wczoraj omal nas nie zabiła,z czego ty jak widać wyszedłeś bez szwanku do tego z jakimiś...,,supermocami'',czy to ma według ciebie jakiś sens?!?-krzyknął Luke,lekko spanikowany,ale też zły na kolegę,że nie potrafi go zrozumieć.Przecież sam był przerażony!I właśnie przez to nie potrafił o tym myśleć,nie potrafił przestać myśleć jakie niebezpieczeństwo na nich czyha.
-Wiesz co,mam to wszystko gdzieś!Chcę żyć normalnie,nie musząc się codziennie obawiać,że coś mnie zabije,albo że ze mną jest coś nie tak,już wystarczy,że w szkole sobie nie radzimy!Mam swoje priorytety i teraz jest nim dostanie się do szkolnej drużyny,a nie chowanie się przed wilkiem i czekanie na śmierć!-krzyknął zły,mając już dość zamartwiania się i marudzenia przyjaciela i zostawiając go samego wyszedł ze schowka i poszedł prosto na lekcje.Luke nie był zadowolony z decyzji podejmowanych przez chłopaka i zlewania sytuacji,poza tym zauważył,że Shon stał się agresywniejszy ii bardziej nerwowy,ale to może tylko z powodu stresu i obaw przed bestią,każdy reaguje inaczej.Shon jak widać próbuje ukryć strach i o tym nie myśleć,co mu marnie wychodzi i zaczyna się z obawy wyżywać na innych,ale Luke'owi cały czas to nie pasowało.Niech się po prostu przyzna,że też przeraźliwie się boi i chce coś z tym zrobić,to razem coś wymyślą,a nie od tak zapomnieć.Przecież to nierealne i to gorsze wyjście z sytuacji!Drugi szatyn po chwilach rozmyśleń również postanowił wrócić do klasy.
     Shon bardzo męczył się na wszystkich lekcjach i za każdym razem,gdy zadzwonił dzwonek,różne przemieszczające się zapachy przybierały go o mdłości,nauczyciele za głośno mówili,słyszał każdy najcichszy szept w klasie,każdy oddech ucznia przebywającego z nim w klasie,bądź przemieszczającego się obok na korytarzu,każde bicie serca,które słyszał tak głośno jakby ktoś grał na bębnach równą,ciągłą,niekończącą się melodię,słyszał najmniejsze drganie wyciszonego telefonu,gdy ktoś dzwonił do jednego z uczniów na lekcji,ale tego było tyle,że wszystko mu się mieszało,więc nie potrafił określić skąd dochodzą różne dźwięki,ale słyszał wszystko.Dla niektórych może by to była fajna umiejętność.Podsłuchiwać mamę,by dowiedzieć się jaki prezent ci kupi,nauczyciela,który sprawdza twój sprawdzian i daje ocenę,dziewczynę,bądź chłopaka,który/a ci się podoba,by dowiedzieć się,co o tobie myśli,ale wiąże się też z tym odpowiedzialność i akurat dla takiego Shona to było uciążliwe,skoro wszystkie dźwięki i zapachy mu się mieszały.Jednak nie tylko to się w nim zmieniło.Luke miał racje,był jakby agresywniejszy?Silniejszy,zwinniejszy,szybszy?Czego dowiódł na eliminacjach do zespołu rugby,pierwszy raz udało mu się rzucić do bramki i to w jakim stylu!Przebijał wszystkich zawodników i odpychał barkami,tak,że wywracali się i nie potrafili wstać,albo robili sobie krzywdę,był najszybszy z zawodników,zadziwiająco szybki i bardzo silny,jak i też zwinny,nikt nigdy nie podejrzewał,że Shon,szkolny kozioł ofiarny może taki być!Luke też przyszedł na te eliminacje,ale tylko,żeby popatrzeć,bo był tak wtrząśnięty po tym  ataku,że nie dałby rady grać i odebrało mu to pewność siebie,zdecydował,że musi jeszcze dziś poćwiczyć,ale również był w szoku,gdy zobaczył co Shon wyczynia na boisku.Trener od razu go przyjął do głównego ataku,sam się sobie dziwiąc,bo przecież to Shon!Ile razy już próbował się dostać i sam zawsze dostawał..a tu proszę,jaka miła niespodzianka i zrobił to sam!Bez pomocy Rydiana,czy kogokolwiek.Udowodnił sobie,że potrafi!Właśnie,propo Rydiana...chłopak schodząc z boiska po eliminacjach zauważył go siedzącego na ławce.Jednak żyje,ale co się wczoraj stało z nim takiego?Postanowił do niego podejść,żeby z nim pogadać,ale nic nie udało mu się wskórać,ponieważ brunet był panicznie przerażony od wczorajszego ataku,co go kompletnie paraliżowało,jego koledzy powiedzieli,że zachowywał się dzisiaj jak zombie.Nic nie mówił,tylko patrzył przed siebie z tym lękiem w oczach i cały dzień miał nierówny oddech,jakby panicznie się bał,że ten potwór też tu przyjdzie,więc szatyn nie mógł nic z nim wskórać,ale chciał mu pomóc.

-Słuchaj Rydian,wiem,że mi nie odpowiesz,ale mnie słyszysz.Wiem,że to trudne,ale spróbuj nie myśleć o tym,co się działo.I nie mów nic nikomu,ja dziś pójdę do lasu,by to sprawdzić i zbadać sprawę,wszystkiego się dowiem.-szepnął do niego,na co chłopak był tylko wstanie pokiwać głową,nie można ukryć,że jak widać przejście do drużyny wywołały w chłopaku odwagę i pewność siebie.Kiedy odchodził z boiska jego przyjaciel do niego podbiegł,spytać się po co rozmawiał z rugbystą,Shon był tak szczęśliwy,że dostał się do drużyny,że nie potrafił gniewać się na przyjaciela.
-Rydian kompletnie nie łapie kontaktu ze Światem,jest tak przerażony,że aż sparaliżowany ze strachu,nie może mówić,boi się poruszyć..-opowiedział mu nastolatek idąc powoli już z Luke'iem w stronę domu.
-No to tak jak my,dziwne,że my to znosimy lepiej,skoro Rydian uciekł,a to MY  prawie zginęliśmy.-zastanawiał się głośno Luke.Shon nic mu na to nie odpowiedział,szatyn wiedzieł jakie jest zdanie Shona na ten temat.Zapomnieć.Jednak chłopak po dłuższych rozmyśleniach przerwał chwilę ciszy,musiał coś powiedzieć przyjacielowi,chociaż wiedział,że mu się to nie spodoba.
-Zamierzam tam dzisiaj wrócić i dowiedzieć się,co to było.-powiedział,nie patrząc na niego.
-Że co?Odbiło ci?!-Luke od razu się uniósł,przecież on rozum postradał!Mógł zginąć i jeszcze tam wraca po dokładkę?!-Słuchaj,raz ci się udało ujść z życiem przez przypadek,nie kuś losu!
-Musimy to sprawdzić!Ta bestia zagraża ludziom!-chłopak stawiał na swoim.
-My?!Jak to ,,my''?!No właśnie,czyli nam też!Chyba cię powaliło,nie namówisz mnie,bym ryzykował życie,by dowiedzieć się,co nas omal nie zabiło i pewnie zrobi to znowu,gdy tam wrócimy,ale już nie będziemy mieli tyle szczęścia.Sam mówiłeś,że trzeba zapomnieć!-Luke pod żadnym pozorem nie chciał tam iść i za nic nie dałby się przekupić przyjacielowi,mimo,że to jego brat,tym razem się na to nie pisze.Od wczorajszego wieczoru boi się panicznie tego lasu,przez mutanta,który tam żyje i nie zamierza do niego wracać.-Tak nagle się zrobiłeś taki odważny i pewny siebie,myślisz,że jak się dostałeś do drużyny to możesz góry przenosić?-zakpił chłopak,próbując mu też tym samym odradzić pójście.
-Cholera Luke,mówiłem,ale nie chcę,by były kolejne ofiary,przecież...-tłumaczył,ale po chwili przerwał słysząc ostatnie słowa przyjaciela i zastanawiając się nad nimi.-Czy ty jesteś zazdrosny?-spytał oburzony,bo tak brzmiała jego wypowiedź.Jakby zazdrościł kumplowi,że udało się mu o własnych siłach dojść do drużyny,a nie przekrętem,tak jak chciał Luke.
-Że ja?Niby czego miałbym ci zazdrościć,idioto próbuje cię ratować!Po lesie biega wielki,czarny mutant,a ty mu się szykujesz pod zęby!-szatyna uraziły podejrzenia przyjaciela,jak on mógł pomyśleć,że Luke mu zazdrości,kiedy próbował go chronić,by go nie stracić..Od czasu tego ataku nocnego,nie tylko stał się bardziej pewny siebie i uzyskał te wszystkie supermoce,ale i stał się bardzo arogancki..
-Wiesz co,nie spodziewałem się tego po tobie..-odpowiedział tylko i skręcił w boczną ulicę,by iść inną drogą do domu,bez Luke'a,był całkowicie omamiony swoją siłą i przewagą,nie chciał w ogóle słuchać chłopaka.
-A ja nie spodziewałem się,że będzie z ciebie taki bezmyślny dupek!-zawołał za nim zły Luke i poszedł przed siebie,ignorując już go.Jak on mógł go o takie coś osądzać,kiedy jeszcze on chce go chronić?!Nigdy mu niczego nie zazdrościł,nawet gdy Shon był w czymś lepszy od Luke'a,zawsze z całej siły go popierał i cieszył się razem z nim.Jak brat.A dziś?Kompletnie mu odbiło..co się z nim dzieje?...
     Ale tak jak Shon obiecał,tak też nie zważając na słowa przyjaciela wrócił do tego lasu.Na początku opętał go strach i sparaliżował na kilkanaście minut,bo chłopak przypomniał sobie przerażające chwile,w których otarł się o śmierć.Ale szedł dalej.Rozpoznawał każde drzewo,obok którego wczoraj przeszli,a może to ten znajomy,ludzki zapach,który tak szczelnie trzymał się drzew?Wszystko widział tak wyraźnie,słońce delikatnie prześwitujące między koronami liści,słyszał każdy najmniejszy szum wiatru,każde trzeszczenie gałązek pod sobą,ćwierkanie ptaków,nawet tych w głębi lasu,tupot myszy polnej,gdzieś pod ziemią i jej oddech!Widział wszystko tak przejrzyście,widział każdą najmniejszą mróweczkę podróżującą po korze pnia,delikatne kropelki rosy na trawie,każde małe żabki maskujące się w mchu.To było niesamowite.Jakby wkroczył do magicznej krainy,na początku czuje się strach i obawę przed tym,co się zobaczy,a potem przygląda się z fascynacją światu.Mimo wczorajszych wydarzeń tu o dziwo czuł się...dobrze.Jak w..domu?Ironią jest to,że  nawet bezpiecznie!Udało mu się w końcu dojść na miejsce wczorajszej katastrofy,na liściach przed nim rozpoznał swoją krew,od razu się wzdrygł na jej widok i odsunął kawałek,bo mimo tego pięknego miejsca,nadal miał traumę po wczorajszym ataku.Nadal nie opracował planu,jak ma to wszystko w ogóle rozegrać.Przyszedł dowiedzieć się,co tu się dokładnie stało,skąd się wziął potwór i dlaczego ich zaatakował,a potem uciekł widząc światło.Przecież potwór mu sam tego nie powie,a nawet nie chce go spotkać nawet jeśli.Może najlepiej zadzwonić po policję?No ale Luke miał rację,co im powie?Uznają,że mu odbiło,chociaż na trawie jest jego krew..To dowód,że może mieć racje,nie mocny,ale zawsze dowód.Czy powinien sam poszukać tego potwora?Ale na co mu on?Jedynie może,by mu się bliżej przyznać.Jego przemyślenia niestety przerwał jakiś ruch i chłopak,gdy się odwrócił.bo usłyszał kogoś za sobą i z resztą też poczuł,zobaczył dorosłego mężczyznę,półnagiego,paradował tylko w krótkich spodenkach.Zjawił się znikąd,ale widać było po jego mięśniach na torsie,że musi być bardzo wysportowany,jednak wyglądał dość młodo,może na dwadzieścia parę lat..
-Ładna pogoda,prawda?-odezwał się grubym głosem,jak gdyby nigdy nic,gdyby to było normalne,że mężczyźni pojawiają się znikąd w samym spodniach i biegają tak po lesie.Chłopak nieco przestraszony i mocno zdezorientowany odsunął się trzy kroki do tyłu,na co mężczyzna zaśmiał się pod nosem.-Wszystko jest takie przejrzyste,co?Różne zapachy wiszą w powietrzu,kolory wirują mieszając się ze sobą,w oddali słychać ptaki..-mówił i to mówił to w taki sposób,jakby wiedział o dziwnych,nowych zdolnościach chłopaka,co przeraziło go nieco.
-Kim jesteś?-spytał,nie wiedząc jak ma skomentować tą dziwną sytuację.
-Pytanie powinno brzmieć,kim TY jesteś...A jesteś wilkołakiem.

niedziela, 20 grudnia 2015

#1 Ciemna noc.

      Pierwszy września jest dniem znienawidzonym chyba przez wszystkich nastolatków i tak też jest w przypadku uczniów z Northern high school w Dark hills,miasteczku położonym w Kalifornii na obrzeżach wzgórz.Dziś pierwszy dzień szkoły,koniec wakacji,koniec bezczynnego wylegiwania się na słońcu,koniec zabaw w jeziorze,czy w lesie,koniec ładnej,ciepłej pogody i spania do południa,za niedługo nastanie deszczowy czas,a zaraz po nim mroźna zima,następnie znowu wiosna,no i wreszcie lato.Ale dziś uczniowie zaczynają znów od początku i do kolejnych wakacji jeszcze dziesięć,nieznośne dziesięć miesięcy.Shon`owi i Luke`owi te myśli nie są za przyjemne,znów czeka ich użeranie się z pracą domową i wyrodnymi nauczycielami,czeka ich pośmiewisko jakie mają w szkole,nie zdążyli przez te dwa miesiące od tego odpocząć.Druga klasa to jednak coś,tym razem oboje muszą się przyłożyć do nauki,bo w tym roku nauczyciele nie przepuszczą ich już warunkowo,co prawda Shon to dyslektyk,a Luke ma problemy z czytaniem i pamięcią,ale w tej szkole nie ma żadnego ulgowego nauczania,nauczyciele traktują wszystkich równo i ostro.Mimo oświadczeń od lekarzy chłopcy nie mają i nie będą mieli łatwiej,a nawet nauczyciele bardziej na nich naciskają chcąc im ,,pomóc``.Uważają,że wywierając na nich presje przełamią ich ułomności i chłopcy lepiej będą sobie radzić,choć ilekroć tak robią chłopcy też nie robią żadnego postępu,a tym bardziej ośmieszeni na lekcji radzą sobie gorzej.Tak,czy inaczej nic już nie wpłynie na to,że dziś oboje znów muszą iść do szkoły,nie chcą już myśleć jakie przykre niespodzianki ich tam czekają.Mimo tego,że oboje nie są ani zbyt odważni,samodzielni,czy pewni siebie to chcą przystąpić do szkolnej drużyny rugby,zawsze interesowało ich to i gdy tylko się dowiedzieli,że w ich liceum ćwiczy się rugby od roku próbowali się dostać.Niestety na marne,ale nie poddają się i chcą także spróbować sił teraz.Pierwsze eliminacje już jutro i trwają tylko trzy dni,trzeba się postarać.Nie ukrywam,że trenowali trochę przez lato,ale nie ukrywam też,że szło im źle i powinni jeszcze popracować.Tylko ciekawe kiedy,skoro ten cały czas im uciekł?
     Luke wskoczył przez okno do pokoju Shona gotowy już do szkoły,tym samym strasząc chłopaka.
-Matko Luke...możesz przestać wdrapywać się po naszym piorunochronie?-westchnął Shon kręcąc głową i uspokajając się po szybszym zabiciu serca.
-To przeprowadź się na parter,albo zamontuj drabinę.Drzwi są zamknięte.-odparł mu przyjaciel.
-Naprawdę?No cóż...chyba będę musiał nauczyć cię do czego służy dzwonek.-zakpił szatyn piorunując Luke`a wzrokiem.
-No widzisz?Szybciej jest się wdrapać niż zadzwonić dzwonkiem,czekać aż zejdziesz i mi otworzysz.-przekonywał kolegę drugi szatyn.
-Ale nie praktyczniej.Dobra,koniec tematu,bo nic z tego nie uzyskamy.Dziś pierwszy dzień szkoły..jak się czujesz?-spytał Shon sam czując się marnie i obawiając się dnia jaki ich czeka.
-Serio pytasz?Ręce mi się trzęsą,a nogi mam jak z waty.
-Dobrze,nie jestem jedyny.-uśmiechnął się lekko chłopak do przyjaciela,na co ten tylko przewrócił oczami,tak bardzo wolałby być dziś chory.Cały rok.A najlepiej mieć domowe nauczanie,ale nic z tego.Obydwoje się zebrali zarówno rzeczy jak i w sobie i wyszli już z mieszkania Shona idąc dość powolnym i niechętnym krokiem w stronę ich liceum.W budynku byli po 20 minutach i oczywiście twarze uczniów nie pokazywały,że cieszą się na ich widok,jak i twarze niektórych nauczycieli.
-Co Shon,jak w tym roku to rozegramy?-spytał go Luke idąc z nim przed siebie pod salkę gimnastyczną,bo za 30 minut miała się odbyć akademia.Na szczęście lekcje zaczynały się od jutra,to był choć jeden plus.
-Masz na myśli eliminacje do drużyny?Nie mam pojęcia..dużo ćwiczyliśmy,alee...nie na tyle,by mieć jakieś szanse.Może i nawet jesteśmy trochę lepsi niż w tamtym roku,ale zawodnicy pewnie też nie marnowali czasu,rozumiesz?
-Taa,chociaż nie chciałbym.-skomentował szatyn.
-Kolejna porażka,kolejne pośmiewisko..
-Hej,nie mów tak,jeszcze nawet nie spróbowałeś.Skąd wiesz?Może w tym roku będzie lepiej.
-Już odechciewa mi się próbować wiedząc jak na tym wypadniemy,może po prostu sobie odpuśćmy?
-Oo nie,nie,nie.Nie ma mowy.O czym marzymy odkąd jesteśmy w tej szkole?
-O dostaniu się do drużyny..-powiedział marnie Shon.
-Powtórz!-rozkazał jego przyjaciel,by dodać mu wiary i determinacji.
-O dostaniu się do drużyny.-powiedział to trochę pewniej chłopak.
-Zuch chłopak,więc co robimy?
-Nie odpuszczamy.
-Świetnie!Nie martw się Shon.W tym roku będzie lepiej.
-Skąd ta pewność?
-Bo mam plan.-uśmiechnął się przebiegle pod nosem Luke,stając i opierając się o ścianę,przy drzwiach do salki,jeszcze mieli chwilę czasu na rozmowy.
-Ooo nie,nienawidzę twoich planów.Zawsze mamy przez nie kłopoty.-zaczął marudzić Shon stając i opierając się o ścianę obok niego.
-Ale zawsze udaje nam się osiągnąć to,co chcemy,tak?
-Noo...tak.Ale kosztem czegoś.
-Zawsze trzeba coś poświęcić!Kto nie ryzykuje nie zyskuje!-próbował go nadal zmotywować Luke,koledzy z ich klasy należący do drużyny przypadkiem podsłuchali ich rozmowę,od razu roześmiali się słysząc,że mają jeszcze nadzieję na dostanie się do szkolnej drużyny.Podeszli do nich i cała trójka stanęła wokół nich otaczając ich tym samym.
-Co ja słyszę?Wy,dwa leszcze marzycie o miejscach  w naszej drużynie?-zaczął kpić z nich Rydian,kapitan szkolnej drużyny.
-Każdy może brać udział w eliminacjach.-odpowiedział im odważnie Luke,doskonale grając,że się ich nie boi,chociaż był pełen świadomości,że mogą go łatwo połamać.
-Proszę,proszę.Ktoś tu przez wakacje nabrał pewności siebie,no ładniee.-zaśmiał się kapitan,a za nim jego dwaj koledzy z drużyny.-Słuchaj,pomogę wam.-powiedział po chwili,na co obydwaj nastolatkowie znieruchomieli zszokowani,tak jak i koledzy Rydian`a.-Ale musicie coś zrobić.To taki mały ,,rytuał przejścia``.Dziś w nocy obrzucicie dom trenera papierem i jajkami,przy mnie,bo nie wierzę Wam,to taki mały psikus,który dawno chciałem mu wykręcić.A jutro pogadam z trenerem,by wziął was do drużyny,pasuje?-zaproponował,na co cała czwórka bardziej się zszokowała i wbiła w ziemię,nikt z nich nie mógł uwierzyć,że Rydian-potężny kapitan drużyny,jak i ich częsty tyran chce im pomóc.
-Iiii dostaniemy się do drużyny tak po prostu?Bez żadnych eliminacji,ani nic?-spytał nadal trochę oniemiały Luke.
-Idziesz w tą umowę,czy nie?Ile jest procent szans,że dostaniecie się bez mojej pomocy,hmm?-zakpił chłopak stojący przed nimi.
-No niewiele..-przyznał mu niechętnie rację Shon.
-,,No niewiele``-powtórzył po nim słowa kapitan patrząc wyczekująca na Luke`a.Chłopak jeszcze zastanawiał się chwilę,czy przyjąć oszukańczą propozycję,czy w ogóle zaufać chłopakowi,ale długo to nie trwało i zgodził się na propozycję.W razie czego miał plan ,,B''.-Super,dziś o 23 pod szkołą,czekam pięć minut,nie więcej.-powiedział i wraz z kolegami odszedł.Gdy byli kawałek od siedemnastolatków jeden z kolegów Rydian`a zapytał go cicho:
-Mówisz poważne?Chcesz tych gamoni w naszym składzie?!
-Oczywiście,że nie półgłówki!Ale możemy ich nieźle wkopać,prawda?-uśmiechnął się przebiegle idąc dalej przed siebie.
Natomiast chłopcy nadal stali i przyglądali się miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stali chłopacy,nie mogąc uwierzyć w taki obrót sprawy.
-I co?Załatwiłem nam wszystko.-powiedział dumnie Luke.
-To był twój plan?!-spytał nadal zszokowany Shon.
-Niee,ale jak dostaje się cytryny,robi się lemoniadę.
-Uważaj,bo twoja lemoniada może mieć gorzki smak.Nie chcę ci ucinać skrzydeł,ale jeśli ktoś,a szczególnie trener nas na tym przyłapie nigdy nie pozwoli nam nawet przystąpić do eliminacji i urwie nam jaja,a ja nie zdążyłem ich ani razu użyć na dziewczynie.
-Spokojnie,Shon.Chociaż raz zostaw wszystko mnie,obiecuję ci,że w tym roku dostaniemy się do drużyny.
-Boję się zostawiać moje życie w twoich rękach..-przyznał szatyn,ale przyjaciel nie zdążył mu nic odpowiedzieć,bo zadzwonił dzwonek,który dziś nie świadczył o rozpoczęciu lekcji,a akademii,więc wszyscy zaczęli wchodzić i zajmować miejsca w salce...
     Chłopcy wytrwali cały dzień,tylko dzięki temu,że byli dwie godziny w szkole,a nie dziesięć jak to będą mieli od jutra.Nadal byli zdziwieni jak hojnie potraktował ich Rydian i że nie kpił sobie z nich tak jak na co dzień,a nawet chce pomóc!Co za ,,miła'' zmiana?Postanowili oczywiście podjąć się ryzyka i przed 23 Luke wpadł do Shona,oczywiście znów oknem,bo czym by miał?Ale tym razem dobrze postąpił,bo mama Shona zapewne nie wpuściła by go o tak późnej porze.
-To co stary?Jesteś gotowy?Spakowałeś wszystko?-spytał go przyjaciel,stawiając swój plecak z ,,bronią'' na ziemi,by pokazać mu,co i ile zdobył.
-Wieesz Luke,ja chyba sobie odpuszczę..-powiedział niepewnie Shon.
-Że jak?!Nie stary,nie rób mi tego!Nie chcesz się już dostać do drużyny?
-Chcę,ale...to straszne oszustwo,poza tym to nielegalne i mówię ci,że jak ktoś się dowie,będzie po nas.No i czuję,że lepiej nie ufać Rydian`owi.
-Dał nam wielką szansę,nie chcesz zaryzykować?
-Znając życie,próbuje nas w coś wkręcić..Jak będziemy wiecznie tak iść na łatwizne nic nie osiągniemy.
-W naszym przypadku nic też nie osiągniemy sami się starając.Widziałeś nas.Jesteśmy fatalni..-westchnął smutno Luke rozkładając ręce i nie wiedząc zbytnio jak już inaczej przekonać kumpla.
-Skoro jesteśmy tacy źli,to po co w ogóle przystępujemy do tego?
-Bo to nasze marzenie!
-Może..powinniśmy poczekać jeszcze rok?Podszkolić się?
-Oh Shon....błagam cię!Nie marudź już tak,tylko chodź,proszę.Co mam zrobić,byś się zgodził?-spojrzał błagalnie na chłopaka,naprawdę mu na tym zależało,mimo,że nie był w to za dobry,ale chciał spełnić marzenie.Może grając z zawodowcami by się podszkolił?
-Niee,wybacz stary.Tym razem odpadam.-westchnął szatyn siadając na łóżku i zastanawiając się,czy podjął dobrą decyzję.Chciałby być w drużynie,bardzo,ale dzięki sobie samemu,a nie oszustwu starszemu kolegi.Dostając się do drużyny chciałby sobie udowodnić,że jest silny,że potrafi!A nie,że potrafi oszukiwać..
-No dobra...to chociaż chodź tam ze mną.-szatyn usiadł obok niego i chwycił delikatnie za ramię,jak to kumpel patrząc na niego z prośbą,chłopak nie mógł odmówić przyjacielowi,zwłaszcza,że zawiódł go już w tym,że mu nie pomoże.
-Zgoda.-pokiwał głową i wstał z łóżka zbierając się,ucieszony siedemnastolatek wykonał ruch ręką w geście zwycięstwa i również natychmiast wstał,bo nie mieli już za wiele czasu na gadanie.Rydian powiedział,że czeka pięć minut.Obydwoje biegli do szkoły i zdyszani stanęli przed nią rozglądając się,gdzie jest futbolista.Nie było go,przyszli za późno?
-Cholera!-wkurzył się Luke,bo już miał nadzieję,że im się uda,ale po chwili Rydian wyszedł zza drzewa podchodząc do nich powoli.
-No wreszcie,już miałem iść.-skomentował.-Przynieśliście rzeczy?
-Jasne!To idziemy?-spytał Luke idąc powoli w stronę drogi.
-E,e,e.Stój.Pójdziemy przez las.Tak będzie zabawniej.-uśmiechnął się przebiegle sportowiec.Nie dość,że chciał ich wrobić w wandalizm domu trenera,to przy okazji jego koledzy mieli w lesie nastraszyć chłopców,wszystko sobie uknuł.Chłopacy niechętnie pokiwali głowami i udali się za kolegą przez las.
     W lesie panował mrok i chłód.Zaczynał się wrzesień i przychodziły mroźne noce,do tego w lesie nawet podczas lata potrafiło być chłodno.Wielkie drzewa rzucały na ziemię różne straszne cienie spowodowane blaskiem pierwszej kwadry księżyca,wiatr targał od czasu do czasu gałęziami,co spowodowało,że po lesie niosły się różne,straszne odgłosy uderzanych o siebie gałęzi.Do tego było wilgotno,kilka dni temu musiało podać.Shon od dłuższego czasu czuł,że coś ich obserwuje,od czego miał na całym ciele gęsią skórkę.
-Musimy iść tędy?Nie jest tu chyba za bezpiecznie.-powiedział niepewnie rozglądając się dookoła.Był cały zestresowany,naprawdę nie czuł się tu bezpiecznie czując,że coś od dłuższego czasu ich obserwuje.Nie spodziewał się jednak,że to może nie być człowiek..Bardziej przypuszczał,że to jakiś psychopata,ale nie,że to może być ogromny,czarny wilk mający prawie dwa metry wzrostu,a stał tylko an czterech łapach!Gdyby nie ten pysk można by pomyśleć,że to niedźwiedź!Bestia wyskoczyła gwałtownie z krzaków rycząc groźnie jak lew i oblizując kły.Jego ślepia świeciły się na złoto i przyglądały dokładnie całej trójce,Luke i Shon nie mogli się ze strachu ruszyć,byli cali sparaliżowani,co innego Rydian.Ten od razu nie patrząc na towarzyszy pobiegł przed siebie,by uniknąć starca z bestią,wtedy potwór rzucił się do pościgu,na co zareagował też Luke i również zaczął uciekać,tylko Shon był zbyt wystraszony,by mieć kontrolę nad ciałem i biec.
-Shon,no co ty?Odbiło ci?!Biegnij!-do porządku przywołał go przyjaciel,że szatyn się ocknął,zanim wilk zdążył do niego dobiec i również zaczął biec.Cała trójka była tak przerażona,że nawet nie myśleli o tym,że to nie możliwe,by wilk był tak wielki,myśleli tylko o ratowaniu się,chociaż nie mieli zbyt dużej nadziei.Zdążyli już dojść w głąb lasu zanim bestia wyskoczyła zza roślin.Bardzo możliwe,że uknuła sobie to wszystko,by chłopcy nie mogli tak szybko uciec,a wilk zdążył ich zjeść.Po chwili nie mieli już gdzie biec,potwór zapędził ich w kozi róg,stali pod ścianą wzgórz,które były za wysokie i za śliskie od błota,by się wspiąć.Wszystkich troje oddechy były nieregularne,a w nogach nie mieli już siły.Nie przez bieg,ale przez paraliż ze strachu.Wilk podchodził do nich powoli szczerząc szeroko kły,po jeszcze kilku krokach chłopcy zauważyli,że zbliża się głównie do Rydiana.Luke mimo ogromnego strachu przed gigantycznym wilkiem zebrał się w sobie i pomału,by bestia skupiona na futboliście nie zobaczyła,podniósł z ziemi jedną z większych gałęzi.
-L-luke?C-co ty r-robisz?-szepnął do niego znów sparaliżowany ze strachu Shon przyglądając się tylko jak bestia pomału kroczy w stronę bruneta.
-Nie mam zamiaru tłumaczyć się na komisariacie,że mojego kolegę zabił ogromny wilko-niedźwiedź.-odszepnął tylko chłopak i wycelował w bestie gałąź,ale Shon chcąc go powstrzymać,by bestia nie zrobiła mu krzywdy podszedł szybko i wyrwał mu gałąź,tym samym przypadkowo sam w nią trafiając.Pomimo uderzenia w głowę ssaka wilk nie wzruszył się tym za bardzo i przekierował swój morderczy wzrok na chłopaka z kijem.Zaryczał głośno i machnął wielką łapą chcąc zadać cios szatynowi,co też mu się udało i cztery ogromne jak odłamki szkła pazury przeorały mu brzuch.Siedemnastolatek z bólem upadł na ziemię,Rydian wykorzystał szansę,że wilk zajmuje się kolegami i zaczął biec,chcąc uciec.Nie interesowało go to,że koledzy zaryzykowali dla niego życie,był tak przerażony,że po prostu bieg przed siebie nie zważając na nic i modląc się o przeżycie.Wilk obrócił gwałtownie głowę w jego stronę i warknął,miał się właśnie rzucić do gonitwy,ale Luke chciał pomóc przyjacielowi i gdy ,,czarny demon'' miał zacząć biec chwycił mocno jego ogon i przyciągnął,by nie dać bestii uciec.To było bardzo głupie z jego strony,mógł dać mu biec,sam by miał z Shon`em szansę uciec,zwłaszcza,że szatyn był ranny i wtedy mogliby wezwać pomoc,ale i tak chciał pomóc koledze,nie było czasu na racjonalne myślenie,trzeba było działać.Nie ważne jak,po prostu działać,nawet jeśli ryzykują życiem.Bestia ryknęła głośno z bólu i od razu obróciła się do chłopaka,go też od razu odpychając łapą i zadrapując,jednak Luke był w takiej odległości,że pazury nie zdążyły tak mu się wbić w ciało i rana nie była tak mocna ani głęboka.Chwycił się za zadrapane ramię odsuwając się gwałtownie do tyłu i powoli się zaczynając cofać,a bestia do niego zbliżać.Shon`owi udało się podnieść delikatnie i rozglądnąć,sprawdzając jak toczy się akcja,bo na chwilkę przez zadrapanie stracił przytomność.Zauważył,że wilk nadal nie odpuszcza i tym razem ma zamiar rzucić się na jego przyjaciela,więc mimo strachu i bólu obrócił się na brzuch i zaczął czołgać w ich stronę.Po drodze natknął się na coś,co może mu choć trochę pomóc,ostry kamień.Podniósł go z ziemi i gdy był blisko wilk wbił mu go mocno w udo,by uniemożliwić choć trochę dojście wilkowi do szatyna.Demon ponownie ryknął głośno z bólu i obróciwszy się do przerażonego chłopaka warknął mu głośno w twarz i mocno zacisnął ogromne szczęki na ramieniu.Szatyn krzyknął głośno z bólu nie mając nawet siły na odepchnięcie zwierzęcia,czy chociaż wicie się z bólu,poczuł tylko jakby setki kos wbijały mu się coraz głębiej w ramię i przebijały na wylot i czuł jak krew leje się z niego ciurkiem.Czarny ssak podniósł chłopaka i miotał nim na wszystkie strony,przez co szatyn jeszcze bardziej jęczał z bólu,czując jakby ramie wraz z ręką odrywało mu się od ciała.Luke dopiero po chwili zareagował,bo był zszokowany widokiem,który właśnie widział,ale gdy doszło do niego,że zaraz jego przyjaciel zginie podniósł się,wyrwał ostry kamień z uda wilka i wbił mu go w kręgosłup,by jakoś go powstrzymać.Udało mu się,bo wilk ryknął ponownie głośno wypuszczając tym samym chłopca z uwięzi i chcąc ponownie rzucić się na drugiego chłopaka za nim,skoro pierwszego udało mu się unieszkodliwić,ale tak jak chłopiec,zauważył latarki,co oznaczało,że schodziło tu się więcej ludzi,z którymi nie chciał już się cackać,nawet jeśli dałby sobie z nimi radę,poza tym nie wiadomo ile ich było.Mruknął tylko coś pod nosem zerkając na ugryzionego chłopaka i odbiegł z niewiarygodną prędkością jaką zauważył Luke w stronę chaszczy.A chciał zabić ich obu,nie dla pożywienia,ale widzieli już za dużo,cóż nie udało się i będzie to musiał jakoś naprawić.Chłopak zszokowany upadł na ziemię podpierając się na łokciach i patrzył zdruzgotany przed siebie nie mając pojęcia,co dalej zrobić.Był tak zdruzgotany,że nie pomyślał,by podejść do przyjaciela i powstrzymać krew,dopiero otrząsnęło go światło z latarek jakie zobaczył przy swojej twarzy,spojrzał w górę i ujrzał dwóch kolegów Rydiana,którzy mieli ich nastraszyć.Byli całkowicie zdezorientowani,bo chłopcy nie pojawili się w ustalonym miejscu  i nie wiedzieli co robić,na szczęście ich znaleźli...
-Gdzie jest Rydian?-spytał jeden z nich.
-J-j-j-jaa,nie-nie wiemm...-szepnął roztrzęsiony szatyn.-O Matko,Shon!-podbiegł na kolanach natychmiast do przyjaciela i klęknął przy nim,patrząc na niego zszokowany i całkowicie bezradny,nie wiedząc,co robić.Chłopcy poświecili na niego latarką i dopiero zauważyli,że leży tu cały we krwi.
-O cholera,co mu jest?!-obydwoje odskoczyli jak oparzeni,a raczej przerażeni tym drastycznym widokiem.
-Pomóżcie mu.-spojrzał na nich błagalnie szatyn,nie mając pojęcia,co powiedzieć i jak to wyjaśnić.Futboliści przerażeni spojrzeli po sobie,no ale nie mogli go zostawić na pewną śmierć i podeszli niepewnym krokiem,by zaraz go podnieć i oprzeć sobie o ramiona.Jeden z jednej strony,drugi z drugiej.Przeszli tak z nimi cały las,wszyscy byli tak zszokowani,w przypadku Luke`a roztrzęsiony,że nie pomyśleli,by zanieść chłopaka do szpitala.Luke bał się pomyśleć,co się stało i w ogóle jakim cudem,a co dopiero mówić o tym na policji.Zanieśli go do jego pokoju i położyli na łóżku,a następnie nie wiedząc,ani co powiedzieć,ani jak to skomentować,ani o co zapytać,po prostu odeszli.Luke trochę uspokojony i ,,trzeźwy'' zajął się przyjacielem i opatrzył mu rany apteczką jaką znalazł w ich domu.
-Nie martw się,wyliżesz się z tego.Jutro pójdziemy do szpitala.-obiecał nadal mając nierówny oddech i przyspieszone bicie serca,po całej akcji jaka się stała.Sam nie wiedział jak to skomentować,bał się pomyśleć skąd ten wilk się wziął,lub czy jest ich więcej?Bał się pomyśleć o czymkolwiek z nim związanym,skoro był tak silny i wielki,by rozedrzeć ramię człowieka na strzępy,to mógłby bez problemu dostać się do ich domów.Luke położył ręce na głowę przerażony tą myślą i przez resztę nocy tylko czuwał nad przyjacielem,nie mogąc zasnąć,a po głowie chodziły mu różne,zabójcze myśli...